logo

Puszki i szkiełka

(…dla ciekawych, i wtajemniczonych)

Fotografia ślubna, to szczególny rodzaj fotografii. Mieści w sobie kilka jej rodzajów: reportaż, portret, portret w anturażu, fotografia studyjna, fotografia detalu, a nawet makro… Dlatego wymaga obiektywów o szerokim zakresie ogniskowych, oraz kilku, różnych kamer fotograficznych. O ile w fotografii analogowej, do szybkiej lustrzanki reporterskiej (np. Nikon) wystarczyło załadować niskiej czułości kliszę diapozytywową, podpiąć obiektyw portretowy, i już był to zestaw studyjny, to aparaty cyfrowe takich możliwości już nie dają. Inżynierowie, projektując przetwornik (matrycę) dla konkretnego modelu, „nadają” mu właściwości wymagane w danym typie aparatów fotograficznych. Do celów reporterskich, będzie to aparat o wysokich wartościach czułości (ISO) przy małym szumie. Aparat studyjny będzie „pozbawiony” tej właściwości, ale jego zakres tonalny o kilka wartości przewyższy poprzednika.

/moje Nikony/

Moje podstawowe body, to Nikon D3s. Rozpisywać się o nim nie ma sensu – po prostu reporterski Król, absolutny Mistrz Świata (już pobity przez D4, w styczniu 2012, ale w zasadzie tylko co wielkości matrycy; inne parametry, a szczególnie mechanizm ogniskowania Nikon Multi-CAM 3500FX, pozostały bez zmian). Niemal w każdych warunkach, mogę fotografować nim przy świetle zastanym, ponieważ na bardzo wysokich czułościach (do 12800 ISO), wykazuje minimalne, w pełni akceptowalne, niezauważalne szumy. Poza tym, Nikon D3s jest demonem prędkości i dokładności autofokusa, i co istotne, także w bardzo trudnych warunkach oświetleniowych. Jako drugie body, pracuje dla mnie Nikon D600. Ta lustrzanka, podobnie jak Nikon D3s, doskonale pracuje na wysokich czułościach, chociaż krańcowa, użyteczna wartość ISO, to 6400. Ale za to zakres tonalny tej kamery, jest imponujący. Nadmienię w tym miejscu, iż przez rok pracowałem też Canonem 5D Mark III. Muszę to stwierdzić: każdy kto chce robić nim jakąkolwiek reporterkę – strzela sobie w nogę. Canon 5D, nawet Mark III, to kamera do studia, do fotografii mody, itp. I chociaż w zakresie tonalnym nigdy nie doścignie Nikona, to w sytuacjach kontrolowanych, da się tym pracować. Jednak na sali weselnej, kiedy światła przygasną, Canona możemy schować do torby. W takich miejscach – Nikon rules!

Obiektywy, jakimi pracuję, to, poza jednym wyjątkiem, wyłącznie „szkła” stałoogniskowe, ultra jasne, i doskonałej jakości:

Sigma 85 mm f/1.4 EX DG HSM

Sigma A 50 mm f/1.4 DG HSM. Seria „A” (art)

Sigma A 35 mm f/1.4 DG HSM. Seria „A” (art)

Sigma A 24 mm f/1.4 DG HSM. Seria „A” (art)

Nikkor AF 16 mm f/2.8D Fish Eye (rybie oko)

oraz zoom:

Sigma 70-200 mm f/2.8 EX DG APO OS HSM

i manualne:

Zenit Helios 40-2 85 mm f/1.5 – totalnie świrnięty obiektyw, o niepowtarzalnym rozmyciu tła.


Jeśli kto zapyta, czemu na tej liście tak mało systemowych szkieł nikonowskich, odpowiem jednoznacznie: to Sigma teraz rządzi. Ostatnio, inżynierowie i optycy z Sigmy zapowiedzieli, iż nie mają aspiracji ścigać się Nikonem, czy Canonem, bo tamci, już dawno zostali w tyle. Ich aspiracją, jest dogonić Zeisa. Zresztą, obiektywem 35 mm f/1.4 zrobili to bardzo skutecznie. A porównując 35-kę Sigmy z 35-ką Nikkora, ukazuje się taki obraz: na pełnym otworze (1.4) Sigma posiada o wiele lepszą ostrość na brzegu kadru, niż Nikkor w centrum. Zresztą, nie dorównuje Nikkor Sigmie w całym zakresie przysłon. Tak samo jest z innymi parametrami, tych dwóch obiektywów. Rodzi się więc pytanie: o co tu chodzi; dlaczego coś, co kosztuje 3 tys., jest o niebo lepsze od czegoś, za ponad 6 tys. W każdym razie, już wiadomo dlaczego nowe korpusy Nikona, będą miały „blokadę” na szkła innych producentów… 😛

Muszę też o nowej (premiera – wiosna 2014) Sigmie A 50 mm f/1.4. To standard, jakich NIE MA! O Nikonowskiej „58” f/1.4 za, bagatela, 7 tys. nawet nie wspomnę, bo dziadostwo nie warte 500 zł. Starsza „50” 1.4 G Nikona jest tak samo słaba, tyle że kosztuje 1.3k. Natomiast ta Sigma, to jakość taka, jak szkło Zeiss’a Otus 55 mm f/1.4 (cena..? – 15 tys!!!). Nawet więcej – Otusa trzeba bardziej przymknąć, żeby uzyskać troszeczkę lepszą rozdzielczość, ale tylko w centrum. Na brzegu rządzi Sigma! O aberracjach chromatycznych nie wspominam, bo tu już Sigma nokautuje wszystkich bardzo boleśnie; z Otusem Zeiss’a włącznie…

Obiektywy stałoogniskowe, posiadają wady optyczne znacząco mniejsze niż te, które występują, w zasadzie, w każdym zoomie. Fotografia wykonana stałką, będzie wyraźnie bardziej „ostra” (nie chodzi o ustawienia fokusa), i to w całym obszarze kadru. Będzie też dokładniej odzwierciedlać kolory, będzie bardziej kontrastowa…

Drugą, istotną cechą każdego z tych obiektywów (oprócz Fish Eye, i 70-200), jest ich bardzo duża jasność (nie występuje w żadnym zoomie), czyli duży otwór przysłony (1.4). Tak jasne obiektywy pozwalają fotografować, w trudnych warunkach oświetleniowych, przy świetle zastanym, czyli bez dodatkowego oświetlenia błyskowego (nie dotyczy oświetlenia studyjnego).

Jest to przydatne podczas wszystkich etapów: ślubu, wesela, mieszkania narzeczonych… Zdjęcia takie, będą „rozświetlone” na wszystkich planach: pierwszym, drugim… aż do tła, tak jak to widzimy w rzeczywistości. Duże otwory przysłony mają jeszcze jedną ważną właściwość: dają nieograniczone możliwości operowania głębią ostrości.

Dla mnie, to nieopisana zaleta…

Nic za darmo – lepszą jakość zdjęć, fotograf opłaci cięższą pracą. Stałkami fotografuje się o wiele trudniej niż zoomem, a i większe doświadczenie wyraźnie jest tu wskazane.

Jasny obiektywy podpięty do Nikona D3s, czy D600, to potężne, kreatywne i wspaniałe narzędzie, do wykorzystania w każdych warunkach.

Uwielbiam fotografować przy świetle zastanym. Lampy błyskowej „zapiętej” na korpus aparatu, w zasadzie nie używam nigdy. Jeśli błyskam, to systemie kilku lamp. Oświetlenie takie, stosuję zawsze podczas zabawy weselnej, gdzie używam od 5 do 7 reporterskich lamp błyskowych, wyzwalanych drogą radiową, w tym efekty Light Blaster. W rezultacie, na zdjęciach całe pomieszczenie wypełnione jest światłem (nawet jeśli ktoś wyłączy oświetlenie ogólne), ruch jest zamrożony, a dodatkowo, i nierzadko, daje to ciekawe efekty artystyczne.

 

Nie przejmuj się, jeśli należysz do tych, którzy, z tego technicznego „bełkotu”, rozumieją nie wiele.

Zdjęcie i tak zawsze wykonuje fotograf… człowiek – nie maszyna!

Komentarze są wyłączone