To się nazywa kibicowania pasja… Konsekwentnie, do końca. Nawet pierwszy taniec musiał czekać do końca „karnych”. Najbardziej spodobał mi się umówiony gest, którym, podczas ślubu, Młody, świadek i świadkowa, zdawali relację reszcie gości, że Polska wygrywa 1:0 – szacun 🙂 Na razie tyle fotografii. Namówiłem ich na plener we Lwowie. Też będzie fotoklimatycznie…
Jakżeby inaczej: wyjątkowa para, to i wyjątkowy ślub, a i weselisko szalone i rozhahane. O ile ślub, zasługą Młodych, był jaki był (patrz wyżej), to już za wesele, zasługi rozkładam na całą ekipę. A w tym miejscu, podziękowania szczególne, wyjątkowo sprawnym „chlapaczom i zadymiaczom” składam. Bez nich, nie powstałaby ostatnia fotka w tejże galerii… 😀 Inna rzecz, iż miejscówka na wesele, to prawdziwa bajka, prawdziwe „Biesiadne Sioło”.
Ślubniaki, których zapamiętałem tylko w jeden sposób: gorąca herbata, i gorący obiadek w Sielsko Anielsko na lubelskim Starym Mieście. Plener w Ogrodzie Botanicznym tak nam dał „popalić”, że albo szukać grubej pierzyny, albo gorącej dziewczyny. A ślub i wesele… Aha, już wiem: pożenili się w Urzędowie, a wybawili gdzieś pod Lublinem. O, hotel „Trzy Róże”, i kapela, która wszystko zagrała na żywo. Na potwierdzenie – fotoreportaż.
Jeszcze tak nie miałem. Kilka fatalnych zbiegów okoliczności i początek roboty miałem, słysząc tykanie zegarka z tyłu głowy. Na szczęście – tylko początek. Potem, było, a raczej byłoby już spoko, gdyby nie inwazja szerszeni, na kącik z moimi fotograficznymi gratami na weselnej sali. Ale cóż – uroki wsi. A przyznać trzeba, że Dworek w Ujazdowie, swoimi wnętrzami i otoczeniem, potrafi zauroczyć. A potem, Ewelina z Maćkiem, zabrali mnie na wycieczkę, a właściwie dwie wycieczki: po Zamościu, i po Roztoczu. Fotograficzne […]
Jak ja nie cierpię upałów..! Jak ja nie zazdroszczę facetom tych gajerów..! Nuwiuśki kuszuli, a trzeba było wykręcać, albo zmieniać. Taki gorąc. No, ale… Jak wesele, to wesele!!! Z Patrycją i Kamilem, to my się już dobrze znamy, bośmy się razem włóczyli, gdzieś w okolicach Huszczki i Pańskiej Doliny, przy okazji narzeczeńskiej sesyjki. Troszkę bieganiny było, bo to najpierwej Zamość, potem Tomaszów, i na koniec, lądowanie biesiadne w Artisie, więc ponownie Zamość. Ale co mi tam – miałem swego kierowcę w […]
Poznawanie takich ludzi, jak Justyna, Robert, ich krewni i przyjaciele, to sama radość. Towarzystwo dopasowane, jak najlepsza bielizna. Fajnie mi się pracowało, a i rozrywki miałem mnóstwo. Dobrego samopoczucia i super zabawy, nie było w stanie mi zakłócić, dosłownie, NIC. A to już wtajemniczeni będą wiedzieć… 😉
Kiedy zobaczyłem Ilonę i Bartka (i ich rodzinkę) przed schodami Zamojskiego Ratusza, od razu wiedziałem, że to niecodzienna para. A kiedy mi opowiedzieli w jaki sposób zapraszali, na swój ślub, krewnych i znajomych, utwierdzili mnie w moim przekonaniu. Niesamowita zabawa to jedno, ale przede wszystkim, potężny zastrzyk wiary, że prawdziwe szczęście potrafi trwać… Ilonie, Bartkowi, i ich „trójce” – wielkie DZIĘKUJĘ! 🙂 Fajnie było, i tylko szkoda, że tak krótko…